20.03.2015

04. Flight home.




 Kiedyś umarłam.

 Kiedyś umarłam i to był taki piękny dzień.

"…chłopiec na niebieskim księżycu marzy o słońcu...”

 Umarłam i demony śmierci przyleciały po mnie;

"...teraz, gdy deszcz spada z nieba niczym tłuczone szkło..."

 Pełne nienawiści, ze zniszczeniem na sinych wargach, cierniami na skrzydłach. Pokazały szpony, naostrzyły zęby, otworzyły rany.

"...krwawimy jak akwarela i pijane pastele, wzdłuż klatki schodowej..."

 Ogłuszyły krzykiem, wydrapały oczy, rozerwały serca. Wygrzebały zszarganą duszę spod gruzów rozsypanych marzeń, szczątków życia, urywanych oddechów. 

"...i pytam siebie, dlaczego wciąż się modlę..."

 Później próbowały uskrzydlić, w cieniach i szkarłatach, jakby chcąc zrekompensować oplatający resztki duszy ból.

"...kiedy to się skończy?..."

  Poprowadziły, czarnym firmamentem, do nieskończonych bram ciemności. Ślepe, z niemym orszakiem podobnych do siebie. Opadały w niezmąconą ciszę, unosząc skrzydła w niebo (ale jaki Bóg wybaczy to, kim się stały?).

"...chłopiec na niebieskim księżycu słyszy w swej głowie koszmary..."

 Umarłam i nigdy nie czułam się bardziej żywa niż wtedy, w tym bólu śmierci.



*


 Kiedyś mnie pochowali.

 Pochowali w ziemi, z powrotem w ciepłym domu.

"...nie ma mnie w ogóle..."
 
 Pochowali mnie i patrzyłam;
 
"...zmarłaś w Kalifornii przez siarkę i ocean..."
 
 Ślepymi, przekrwionymi oczyma, przysłoniętymi dymem. Widziałam krwawosine usta, zaciśnięte powieki, wyblakłe dłonie, słabe kości pod pergaminową skórą.
 
"...czasem miłość umiera jak pies..."
 
 Zamykali trumnę, wieko opadło, odcinając dźwięki od ciszy, śmierć od tlenu. Milczeli, bo zmarli nie godni są słów (nigdy nie ci, którzy martwi są z własnej winy).
 
"...więc zostawmy ją samą sobie..." 
 
 Pochowali to, co pozostało z kruchego ciała. Zakopali głęboko, w popiołach z których kiedyś powstało (z których jeszcze powstanie), odsyłając duszę w zapomnienie.
 
"...twoje piękno nigdy cię nie zatrzymało..."
 
 Kiedyś mnie pochowali, a ja chciałam umrzeć w pokoju i spoczywać w krzyku. 
 
 
*
 
 
 Kiedyś powstanę znowu. I kiedyś rzeczy się zmienią.
Kiedyś zaśpiewam hymn z aniołami i usnę w świetle. Kiedyś znajdę, co straciłam, a zatracę znowu siebie. Kiedyś świat się skończy, a my wszyscy obrócimy się w proch.
 
"...kiedyś będę jaskrawszy, zobaczysz...*"
 
 Ale teraz jestem tylko mglistym oddechem pod kamienną płytą (i datą, o której świat zapomni). 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
od autorki;
idk co to jest, rly.
moje religijne normalne poglądy poszły spać i stworzyłam coś dziwnego.
jestem po ciężkim dniu, a to coś było bardzo spontaniczne.
 musicie wybaczyć.
i chyba nie umiem nie pisać o śmierci.
to też musicie wybaczyć.
dobranoc x
 
 
*Pierce The Veil - "The Boy Who Could Fly" - ptv 4lyfe, czy coś, kocham ich, rly (ja wszystkich kocham lel).  

4 komentarze:

  1. Witaj mężu.

    W sumie - co zdarza mi się nie pierwszy raz, szczególnie nie pierwszy raz u Ciebie - nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, (napisać no) jak skomentować to, do przed chwilą przeczytałam. Najmniejszego pojęcia. Bladego, zielonego ani żadnego innego. Jedyne co nasuwa mi się na myśl to - no oprócz takiego wielkiego "wow" - pytanie: skąd Ty bierzesz takie pomysły?
    Wiesz jak dzisiaj weszłam na blogger, raczej tak na chwilę, i zobaczyłam, że dodałaś kolejne już cudo - czwarte tutaj - to pomyślałam sobie: "ciekawe co teraz wymyśliła". Oczywiście, ja wraz z moją niezmierzoną głupotą i biednym, ograniczonym mózgiem w życiu nie byłabym w stanie na coś takiego wpaść. Co dopiero coś takiego napisać. I to jak napisać. Bo owszem pomysł - już sam w sobie - jest genialny, ale gdyby było to źle lub nawet dość przeciętnie napisane - co u Ciebie miejsca nie ma, swoją drogą, nigdy - przyćmiłoby to ten pomysł. I całościowo, oprócz tego, że w jakieś mierze wciąż byłoby ciekawe, nie byłoby czymś bardzo nadzwyczajnym. Ale kiedy wykonanie dorównuje lub nawet przebija - o ile to możliwe - pomysł, co ma miejsce u Ciebie, (czego się chyba domyślasz, nie? :D) to ten pomysł nie tylko nie jest przyćmiony, al jest wręcz wyeksponowany. Wraz z Twoim niezwykłym, magicznym po prostu, tajemniczym i niepowtarzalnym stylem tworzy harmonijną całość, która współgra, dopełniając się w najmniejszym calu. I w każdym calu jest coś niesamowitego, co mnie absolutnie nie dziwi, zważywszy, że to Twoje dzieło, wiesz? Wszystko jest piękne, tajemnicze, lekkie, a przy tym dopracowane.
    Mężu, mężu mój najukochańszy - pisz nam jak najwięcej, zachwycaj nas jak najczęściej. Bo masz dar do pisania, niewątpliwie.
    Czego kolejnym, niezbitym, dowodem jest ta publikacja.
    Kocham Cię, Willu najdroższy, najbardziej.
    Twoja Tessa/ Tyśka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie masz ograniczonego mózgu, ciole, rly.

      jejuu, ty zawsze jesteś taka kochana, chyba już nawet moje marne dziękuję nie wystarczy.
      kocham cię bardzo, bardzo, może bardziej, idk ;;;;-;;;;

      Usuń
  2. ;-;
    Hoy puedo morir...
    Jesteś boska<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, Hersia.
    Kajam się i witam.
    Obiecuję poprawę.
    Playlista jest cudowna.
    A Ty nieziemska, naprawdę.
    Twoje miniaturki dodają mi skrzydeł.
    Tak pięknie uświadamiają - że są geniusze wśród Nas.
    Więc nigdy nie przestawaj, proszę Cię. Dajesz mi tyle radości.
    Uczę się nowych rzeczy, za każdym razem. Chłonę te słowa. Tak idealnie dobrane, pasujące - jak puzzle, na swoje miejsca, jedyne. Ty to potrafisz, nigdy nie wątp, dobrze?

    'Ale teraz jestem tylko mglistym oddechem pod kamienną płytą (i datą, o której świat zapomni).' - chyba to sobie zapisze, ideał <3

    Kocham,
    Edwardzik.

    I lecę do następnej ;')

    OdpowiedzUsuń

souls