Kiedyś;
żyła we własnej bajce. Piękna
księżniczka. Budząc się u boku swojego księcia, wschód słońca,
słodkie pocałunki malinowych ust, co dzień ta sama obietnica -
nigdy dosyć.
Kocham Cię i nie przestanę.
Los pisał jej piękną
historię, każda chwila pozwalała odnaleźć nowe piękno, a każdy
z jego uśmiechów był jak wschód słońca - pełen nadziei.
I miłości.
Zagubiona w szczęściu
jego czekoladowych tęczówek, odnalazła - wśród wszystkich
niedociągnięć - ścieżkę do perfekcji.
Zapatrzona w piękno jego
serca, wsłuchiwała się w harmonię jego głosu - cichy śmiech
cierpienia miłości.
Drżała
lekko pod jego dotykiem, jakby nagle stadko motyli budziło się do
życia. Zatracała się w jego pocałunkach, pragnąc bliżej, więcej
- uzależniał.
Był jak narkotyk - najsłodsza
śmierć.
Dawał jej to, czego nikt inny nie
potrafił ofiarować - bezwarunkowe szczęście.
Pozwalał zapomnieć o wszystkim, w
jego ramionach znajdowała schronienie, czuła się bezpieczna -
wszechświat był ich.
Później;
coś
zaczęło się zmieniać. Gdzieś w tak mozolnie budowanym uczuciu
zaczęły pojawiać się przebłyski wrogości. Pośród
ogromu miłości, jakim darzyli się nawzajem znalazło się miejsce
na niedostrzegalną nienawiść. Zgubili
granice między zaufaniem, a ślepym uwielbieniem.
Patrząc
w jego oczy tonęła w bezdennej pustce - jak w sercach. Nie
była w stanie się wydostać, wpadała w zdradzieckie sidła
- pułapka. Szukając wyjścia, bezradnie się
dusząc - trudno oddychać.
Ale
wciąż nie pozwalali masce upaść, wciąż utrzymywali pozory,
iluzję – musieli być idealni. Z
każdym kolejnym dniem coraz dalej od siebie. A jednak nie traciła
nadziei, że kiedyś ich ogień znów zapłonie – jak
dawniej. Że jeszcze nie
przegrała walki o jego serce – nieumarli.
Bo
myślałam, że miłość nie umiera.
Sami
to sobie zrobiliśmy, skarbie.
Teraz;
otacza ją mrok i ta
rozrywająca tęsknota. Siedzi w ciemnościach kolejny już raz
mieszając łzy z gorzkim smakiem alkoholu. Duszący zapach złamanego
serca i krwawiących ran przysłania umysł niczym gęsta mgła –
traci zmysły.
A
pod przymkniętymi powiekami wciąż płoną obrazy minionych chwil.
W uszach dźwięczą dawno wypowiedziane słowa – puste
przysięgi. W duszy wypalone krwawe piętno, ból przy każdym
oddechu – rzuca się w agonii.
I
pamięta ten widok. Jego najpiękniejszy uśmiech, najjaśniejszy
blask – już nie lśni dla niej. Jego ramiona, zawsze
przynoszące ukojenie - teraz należą do kogo innego. Jego
usta, kiedyś smak codzienności – nagle stają się
pocieszeniem dla innej.
Wszystko
legnie w gruzach.
Ale
miłość wciąż trwa.
- Wybaczysz mi?
- Wybaczysz mi?
- Wybaczę.
I
to był jej największy błąd.
Bo
w końcu i tak odszedł, roztrzaskując serce jeszcze mocniej,
brutalniej.
Pamięta
też dzień, gdy później do niej przyszedł. Przepraszać, że tyle
razy ranił, zawodził.
Chciał
jej z powrotem, ale...
- Nie potrzebuję Cię już.
Nie miała prawa?
- Nie potrzebuję Cię już.
Nie miała prawa?
Kolejna
awantura, przekleństwa, setki wyzwisk.
- Odejdź!
Słyszysz? Nienawidzę Cię!
I
więcej się nie pojawił.
A
ona zaczynała tęsknić.
Zawsze
go kochała, po prostu nie chciała przyznać.
Odłamki
szkła kaleczą delikatne dłonie – żaden ból nie może równać
się ze stratą Ciebie.
Zrywa
się, przebudzona nagle. Biegnie, dobrze wie, gdzie ma swój cel.
Jeszcze kilka metrów – i będę wolna.
Staje
chwiejnie na krawędzi, spogląda przed siebie w nieskończone niebo
– wygląda zachęcająco. W dole, gdzieś tam między ludźmi
może jest o n – bez znaczenia.
Centymetry.
Głęboki wdech. Zamknięte oczy, otwarte serce.
Skacze.
Jak
ptak w przestworzach, wolna, szczęśliwa – już wiem jak to
jest.
Anioł.
Szybuje nad całym złem tego świata, wznosi się ponad całe
cierpienie.
Tylko
złudzenie.
Ból.
Trzask łamanych kości, może serca. Cisza.
Gdzieś
w oddali dźwięk syreny.
Ale
nie ma już niczego. Tylko ciemność. Ciemność i spokój.
Śmierć
na miejscu. 1,5 promila alkoholu we krwi.
*Hozier - "Take Me To Church"
No więc, tak jak obiecałam-przybyłam :D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego,ale najbardziej spodobało mi się to: " - Wybaczysz mi?
- Wybaczę.
I to był jej największy błąd.
Bo w końcu i tak odszedł, roztrzaskując serce jeszcze mocniej, brutalniej.
Pamięta też dzień, gdy później do niej przyszedł. Przepraszać, że tyle razy ranił, zawodził.
Chciał jej z powrotem, ale...
- Nie potrzebuję Cię już." Takie piękne ;') Julson jest z Ciebie dumny/dumna,jak kto woli xd Tak więc uogólniając - świetnie napisane,jestem na tak :D
Wrócę kochana :*
OdpowiedzUsuńMaju co ty ze mną robisz?
OdpowiedzUsuńCzy każda twoja publikacja musi wywierać na mnie takie wrażenie? Hipnotyzować?
Brak mi słów. Ta historia jest piękna, a ten blog był jaknajbardziej dobrym pomysłem, z którego nie warto tak szybko rezygnować.
Pamiętaj Siostruś, że mimo iż w to wątpisz masz niezwykły talent, który nie warto zmarnować. <3
Hej, Maju. xx
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona. Każda twoja publikacja jest nieziemska. ♥ Zawiera niewiarygodną magię. *.*
,, Ale wciąż nie pozwalali masce upaść, wciąż utrzymywali pozory, iluzję – musieli być idealni. Z każdym kolejnym dniem coraz dalej od siebie. A jednak nie traciła nadziei, że kiedyś ich ogień znów zapłonie – jak dawniej. Że jeszcze nie przegrała walki o jego serce – nieumarli.
Bo myślałam, że miłość nie umiera.
Kto zabił n a s? " - dziękuje ci za ten fragment. ♥
Na chwilę obecną nie dam radę nic więcej napisać. Przepraszam.
Magia...<3
OdpowiedzUsuńKłaniam się do stóp...